KACIK ŚLĄSKI

Zamek czyli pałac

Smak owocowego deseru lodowego z gorącą czekoladą i odgłosy trzaskającego ognia płonących drew w olbrzymim kominku potęgował przedziwne wrażenie pięknego wnętrza po części jasnego, rozświetlonego wysokimi oknami, a po części ciemnego niczym mroczna piwnica. Pod majestatycznymi bogato zdobionymi schodami z drzewa sandałowego ukryło się kilka stolików oświetlonych tylko jednym niewielkim okienkiem. Do pysznych lodów dołączył się zapach gorącej czekolady i kawy unoszący się w całej kawiarni. Kiedyś zapewne całość dopełniał zapach drzewa sandałowego.
Taką to historią można zacząć opowieść o zamku bajkowego kształtu, wybudowanego w końcu XIX wieku przez jedną z najbogatszych śląskich rodzin. Bajkowe skojarzenia przychodzą do głowy każdemu, komu niespodziewanie po wyjściu z alejki prowadzącej ze wsi Moszna, ukazuje się widok niczym z disnejowskiego filmu, budowli o niezliczonych wieżach, wieżyczkach, wykuszach i balkonach. Paradoksalnie niczym nie uzasadnione połączenie wielu różnych kształtów i elementów architektonicznych tworzy harmonijną całość. Okrągłe ściany stojących, jakby przylepionych do całości wież zamkowych dziwnie pasują do prostych ścian z olbrzymimi, stylowymi oknami. Z każdej strony zamek wygląda inaczej, a z żadnej nie widać jego zasadniczego kształtu budowli. To rzeczywiście jedno z najciekawszych miejsc woj. opolskiego, a może nawet całego Górnego Śląska.
Pierwsze informacje o Mosznej sięgają XIV wieku. Udokumentowane początki zamku to połowa wieku XVIII, kiedy to w tym miejscu wybudowano barokowy pałac. Wtedy właścicielami Mosznej była rodzina von Skall. Z czasem wioska przechodziła z rąk do rąk, aż do roku 1866, kiedy Hubert ­Gustaw von Tiele-Winckler kupił wieś razem z pałacem. W roku 1896 w wyniku pożaru, jaki wybuchł w nocy z 2 na 3 czerwca, pałac uległ częściowo zniszczeniu. Niedługo potem staraniem spadkobierców Huberta Gustawa rozpoczęto odbudowę zachowując pierwotny kształt. Prawdopodobnie pomysłodawcą  bryły zamku, w kształcie jakim możemy go dzisiaj podziwiać, był Franz Hubert hr. Tiele-Winckler. Do roku 1900 dobudowano wschodnią część w stylu neogotyckim, a w latach 1911-1913 powstało zachodnie skrzydło zamku, tym razem w stylu neorenesansowym. Różnorodność kształtów i stylów poszczególnych elementów nadaje budowli wyjątkowego charakteru, jednocześnie sprawiającego wrażenie spójnej całości. Najbardziej charakterystyczną cechą zamku jest nieprzebrana liczba wież i wieżyczek. Jest ich dokładnie 99. Dlaczego nie sto? Ponieważ Franz Hubert był przezorny. Według ówczesnego prawa właściciel stu majątków był obowiązany finansować regiment wojska. Hrabia cieszył się więc ilością swoich wsi i posiadłości w liczbie 99 i tyle pokazał symbolicznie na zamku. Ciekawa jest też liczba pomieszczeń, których jest dokładnie tyle ile dni w roku.
Do zamku prowadzą dwa główne wejścia. Drzwi wejściowe do westybulu ochrania czterokolumnowy krużganek. Naprzeciwko głównego wejścia inne drzwi prowadzą na wielki taras, a z niego do parku zamkowego. Centralną klatkę schodową tworzą schody paradne, jest też elegancka, stara, kiedyś funkcjonująca winda, która po kilku próbach uruchomienia, od śmierci Hrabiego w 1922 roku nie jest już naprawiana. Podobno za każdym razem po jej uruchomieniu zdarzały się tragiczne wypadki. Czyżby klątwa? Do dyspozycji gości, w zachodnim skrzydle jest za to czynna druga winda, wyremontowana w roku 1990. Zamkowe pokoje zachwycają elegancją i dostojnością, pomimo że tak jak architektura zewnętrzna, tak i wnętrza cechuje niesamowita wręcz różnorodność.
Wysokie na dwa piętra pomieszczenie dzisiejszej kawiarni, mieści reprezentacyjne schody, o których wspomniałem na początku tej opowieści. Miejsce kojarzące się z majestatyczną architekturą angielskich zamków było niegdyś wykorzystywane jako poczekalnia dla pałacowych gości. Przepiękne balustrady schodów, imponujący krużganek, kasetonowy sufit – wszystko z drewna sandałowego, które kiedyś wypełniało swoim zapachem całe pomieszczenie, dziś niestety wskutek nierozważnego zabiegu pomalowania całości lakierem nie cieszy już zmysłów jak dawniej. Poza schodami dominuje tu wielki kominek z piaskowca, są wysokie na dwa piętra okna i wielkie malowidło, które zastąpiło w roku 1972 znajdujący się poprzednio w tym miejscu gobelin.
Z kawiarnią sąsiaduje przeszklona, jasna restauracja wyposażona w białe stoliki i krzesła, z widokiem na oranżerię. Ściany i sufit zdobią bogate, pochodzące z Austrii stiuki przedstawiające sceny z mitologii greckiej.
Na piętrze, ponad kawiarnią przestronna sala galerii, oświetlona w dzień światłem słonecznym poprzez szklany sufit jest dziś miejscem wystaw i innych wydarzeń, a wśród nich także występów Teatru Castello z Gliwic. Szeroki korytarz za galerią prowadzi do „gabinetu pana”, czyli dwupoziomowego pomieszczenia, w którym zwracają na siebie uwagę regały z książkami, dostojne biurko oraz przebogato rzeźbione drzwi z szerokimi framugami z cennego drewna.
Ważną częścią skrzydła wschodniego zamku jest duża jednonawowa gotycka kaplica z chórem i balkonem dla pana, wzorowana na kościele ewangelickim w Miechowicach Śląskich. Skromny, wręcz ascetyczny wystrój jest rezultatem działalności żołnierzy po wkroczeniu tutaj bratniej armii przy końcu II wojny światowej, którzy nie oszczędzili nawet drogocennych organów, a samą kaplicę przemienili w stajnię. Na szczęście uchowała się górna część pięknych witraży. Dzisiaj kaplica nie spełnia już swojej pierwotnej roli, jest za to miejscem częstych na zamku wydarzeń kulturalnych i artystycznych.
W zachodnim skrzydle budynku znajdują się dwa apartamenty różniące się kolorem wystroju i umeblowania. Z tego powodu są nazwane: białym i czarnym. Jest też trzeci, złoty apartament znajdujący się w miejscu, gdzie pierwotnie była sypialnia hrabiego. W tej samej części zamku ulokowana jest także sala myśliwska. Dominujący zielony kolor pomieszczenia jest dobrym tłem do ekspozycji trofeów myśliwskich, nawiązujących do czasów polowań organizowanych przez Tiele-Wincklerów. Również dla cesarza Wilhelma II, który trzykrotnie w latach 1904, 1911 i 1912 gościł w zamku w Mosznej.
Wnętrze zamku z pewnością wyglądałoby inaczej, gdyby nie rok 1945 i dewastacja wyposażenia oraz wystroju jego wnętrz przez żołnierzy sowieckich. Wtedy zrabowano lub po prostu zdewastowano wiele dzieł sztuki, obrazów, rzeźb, luster.
Spośród tych, które pozostały uwagę zwracają meble, witraże, dobrze zachowana piękna posadzka na parterze, wyjątkowo bogato zdobione, żeliwne kaloryfery, a także ciekawostka – małe rozetki w drewnianych listwach przypodłogowych, stanowiące kiedyś element starego systemu centralnego ogrzewania.
Piętra, półpiętra, dwupoziomowe wnętrza, przeróżnego kształtu schody od paradnych, szerokich, poprzez strome i wąskie, aż po kręte prowadzące na zamkowe wieże tworzą wyjątkowy klimat tajemniczego zamku. Bywa, że któryś z gości zagubi się w tym labiryncie. Musi być wtedy przygotowany na mocniejsze wrażenia podczas spotkania z zamkowymi upiorami. A takie są tu oczywiście obecne. W okolicy straszy duch angielskiej guwernantki, która onegdaj prosiła by po swojej śmierci mogła spocząć na wyspie, w ojczystym kraju. Tymczasem Wincklerowie pochowali ją, a jakże, na wyspie, ale tej w pałacowym parku. Nic dziwnego, że dziewczyna się zdenerwowała i denerwuje do dzisiaj. Jest też duch służącej, która powiesiła się w parku z rozpaczy, gdy uwiedziona przez właściciela zamku zaszła z nim w ciążę, a hrabia odmówił uznania dziecka. To oczywiście duchy działające tylko w nocy. Jest też kościotrup wyglądający z okna południowo-wschodniej wieży. Jemu jednak straszenie wychodzi najgorzej, bo tkwi w oknie przez cały dzień i tylko wywołuje sympatyczne spojrzenia osób spacerujących wokół zamku.
Zamek to nie tylko budynek, którego częścią integralną jest piękny niegdyś park połączony z zamkiem fontanną i tarasem wsuniętym pomiędzy jego zachodnie i wschodnie skrzydło. Za czasów hrabiego park miał około 300 hektarów. Dziś, po podzieleniu terenu wśród różnych właścicieli, do zamku należy 11 ha, ale dostępna jest cała jego powierzchnia. W parku rośnie kilkanaście ponad trzystuletnich i wiele nieco młodszych dębów, są imponujące sosny wejmutki. Po zachowanych do dziś kanałach pływały dawniej niczym po holenderskich kanałach łódki mijając stanowiska kwitnących rododendronów i azalii, pokonując drogę wodną pomiędzy okolicznymi stawami, prowadzącą pod romantycznymi mostkami łączącymi aleje parku, w tym piękną czterorzędową aleję kasztanową, czy sześciorzędową aleję czerwonych dębów. Cała droga wodna była czynna do roku 1945.
W głównej alei zamkowego parku znajduje się cokół z tablicą pamiątkową upamiętniającą Huberta von Tiele-Wincklera. Tablica ufundowana została w 2000 roku przez Towarzystwo Przyjaciół Centrum Terapii Nerwic w miejscu, w którym wcześniej znajdował się pomnik z brązu z 3-metrową postacią ufundowany przez Franza Huberta – syna Huberta von Tiele-Wincklera. Niestety postać z brązu została zdemontowana w latach 50-tych XX wieku.
Rodowa nekropolia właścicieli Mosznej znajduje się na niewielkim wzgórzu na końcu polnej drogi, za parkiem.
Pochowani na niej zostali protoplaści rodu.
Ostatni raz hrabia Hubert von Tiele-Winckler wraz ze swym młodszym bratem Klausem-Peterem odwiedzili Śląsk w roku 2006. Przyjechali wtedy do Katowic z okazji 150-lecia poświęcenia kamienia węgielnego pod budowę kościoła ewangelickiego przy obecnej ulicy Warszawskiej. Odwiedzili także zamek w Mosznej. W dwa lata później hrabia Hubert zmarł i tytuł hrabiego i pana Katowic, Mysłowic, Miechowic i Mosznej przeszedł na Klausa. 28 lutego 2011 r. zmarł Klaus-Peter. Został pochowany w niemieckiej Kilonii.
Rezydencja rodu Tiele-Wincklerów nie ma ani fosy ani murów obronnych, nawet park nie ma ogrodzenia. Właściwym określeniem dla tego miejsca z pewnością byłby „pałac” jednak od dawna utarło się go nazywać „zamkiem”. I takie drogowskazy pokazują drogę do tego zakątka górnośląskiej ziemi.
Jeśli ta opowieść zainteresowała Państwa na tyle, aby zaplanować wyjazd do Mosznej, to najlepiej wybrać się tam w maju, podczas okresu kwitnienia azalii, kiedy duchy najmniej straszą w zamkowych zakątkach, bo wtedy mają zbyt wielką konkurencję wobec atrakcji związanych z dorocznym Festiwalem Azalii. Warto zapoznać się z programem imprez. No chyba, że ktoś woli spotkania z duchami, to zamek w Mosznej zaprasza przez cały rok.
Zamek w Mosznej oraz cały teren pałacowo-parkowy można zwiedzać codziennie. Czasem jednak kawiarnia i restauracja są niedostępne z powodu różnych zamkniętych imprez. W swojej części zamek to również hotel, w którym nocleg sam w sobie jest szczególną atrakcją. Byleby nie wybrać się na nocny spacer po parku – wiadomo, nocą duchy bywają upiorne.

mgr inż. Andrzej Czajkowski
zdjęcia: Teodor Wilk

Za cenne uwagi i pomoc przy opracowaniu artykułu
dziękuję Panu Teodorowi Wilkowi.
Dokładne informacje o zwiedzaniu i hotelu znajdziecie Państwo na stronie internetowej zamku: www.moszna-zamek.pl

Tagi