FELIETON

Refleksje energetycznego malkontenta. Elektryfikacja versus dekarbonizacja

Słowo elektryfikacja kojarzyć się może, zwłaszcza starszym czytelnikom, z hasłem powtarzanym wielokrotnie w latach 1945-1990, a głoszącym, że: „komunizm – to władza radziecka plus elektryfikacja całego kraju”. Wprawdzie w PRL nie było komunizmu (każdemu według jego potrzeb), ale był na razie budowany socjalizm (każdemu według jego pracy) i rozwijał się proces elektryfikacji. Niezależnie od stopnia zelektryfikowania nieodłącznymi elementami systemu sowieckiego były nacjonalizacja i kolektywizacja całej sfery gospodarczej i nie tylko. Takie wspomnienie nasuwa się, kiedy obserwuje się nasilające się działania Unii Europejskiej, a zwłaszcza jej części zawierającej grupę, jaką umownie można nazwać eurokracją). Jej permanentną częścią stało się, poza dotacjami i poszukiwaniem praworządności, zwalczanie globalnego ocieplenia poprzez redukcję emisji dwutlenku węgla do atmosfery, dekarbonizację oraz nadmierne opodatkowanie paliw.
Z jednej strony krytykujemy UE za biurokrację, ale z drugiej mamy w tej dziedzinie nasze krajowe osiągnięcia. Można wskazać jako przykład nasze elektrownie. Niektóre z nich, a mamy tu na myśli Kozienice, Rybnik czy Opole, na początku minionego roku nie wykazywały zainteresowania zawarciem kontraktów na duże dostawy węgla energetycznego, a później kiedy się zbliżał okres jesienno-zimowego szczytu nie były w stanie utrzymać zapasów węgla na poziomie wymaganym w przepisach. Wprawdzie istnieje w ministerstwie aktywów państwowych tzw. zespół kryzysowy, który ma „monitorować zagrożenia w sektorze elektroenergetyki wynikające ze zbyt niskich zapasów węgla i udzielać wsparcia doradczego w zakresie bieżącej analizy oraz proponowania możliwych sposobów reagowania na dynamicznie zmieniające się warunki na rynku energii i gazu w bieżącym sezonie ciepłowniczym”, ale jak widać po rosnących cenach, to wsparcie doradcze nie zapobiegło temu, że wraz ze wzrostem popytu na węgiel, wzrosły ceny w całej Europie i węgla, i gazu. Smaku tej sprawie dodać może fakt, że podczas siedmiu miesięcy 2021 roku sprowadzono z Rosji około 4 milionów ton węgla. Nie udało się nam dowiedzieć, czy działo się to w wyniku wspomnianego „wsparcia doradczego”, nie mniej zakupy węgla w Rosji nie malały. W roku 2020 importowaliśmy z tego kraju 9,44 miliona ton. 
W ciągu ostatnich kilkunastu lat polscy decydenci zdawali się stawiać na gaz ziemny, jako główne źródło uzupełniające i bilansujące stale rozbudowywaną moc energetyczną słoneczną i wiatrową. Trudno powiedzieć, czy w świetle zbliżającego się aliansu rosyjsko-niemieckiego jest to nadal kierunek tak obiecujący, tym bardziej, że gaz ziemny jest uznawany przez UE za paliwo przejściowe. Polskiemu zainteresowaniu gazem towarzyszyło zarówno dobudowanie kilku bloków energetycznych węglowych (Kozienice, Opole, Jaworzno, Turów), ale też świadome odkładanie w czasie budowy elektrowni jądrowych. Przypomnieć można, że oddanie do użytku pierwszego bloku elektrowni jądrowej było przewidziane na 2020 rok, później w połowie zeszłej dekady przesunięte na 2024 rok. Obecnie zaś mówi się o 2033 roku i tak zostało przyjęte przez Radę Ministrów. Świadczy to niewątpliwie o tym, że w ostatniej dekadzie budowa elektrowni jądrowych nie była inwestycją priorytetową. Jako ciekawostkę podać można, że ze słów dyrektora amerykańskiej firmy Westinghouse Electric Company – w czasie jego rozmów w naszym kraju – wynika, że po załatwieniu formalności wstępnych pierwszy z bloków jądrowych o mocy ponad 1 GW można uruchomić w Polsce w 5 do 6 lat.
Trzeba także zauważyć, że obserwatorom europejskiej, a i światowej sceny gospodarczej i politycznej trudno jest nie tyle połapać się w kierunkach do jakich aktorzy na tych scenach zmierzają, co uwierzyć w realność zmieniających się zdań i opinii. Przykładem mogą być obserwowane ostatnio zarówno opór stawiany przez Niemcy i parę innych krajów przed uwzględnieniem atomu w tak zwanej Taksonomii), jak i ostatnie propozycje zmian w tejże Taksonomii UE.
W nowej propozycji Komisji Europejskiej, powstałej prawdopodobnie z kolei pod wpływem oporów Francji i innych krajów (w tym także Polski), napisano, że produkowanie energii nuklearnej należy uznać za zrównoważoną działalność gospodarczą, jeśli kraje, na których terytorium znajdują się elektrownie atomowe, są w stanie bezpiecznie pozbyć się radioaktywnych odpadów i nie powodują „znacznych szkód” dla środowiska. Budowa nowych elektrowni nuklearnych miałaby zostać uznana za „zieloną” przy udzielaniu zezwoleń do 2045 roku. Także inwestycje w gaz ziemny jako „przejściowe” źródło energii, również miałyby zostać uznane za „zielone”, choć wymieniono więcej szczegółowych warunków, takich jak zamiana przez gaz tradycyjnych źródeł kopalnych w rodzaju węgla czy wytwarzanie emisji nieprzekraczających konkretnych ilości dwutlenku węgla.
Oczywiście nie zabrakło głosów nie tyle przeciwnych tym zmianom, co ostrzegających przed nieprecyzyjnym charakterem uwarunkowań w nich zawartych. Można się bowiem spodziewać, że inwestycje gazowe mogą nie spełnić ostrych wymagań co do zawartości  dwutlenku węgla, a regulacje dotyczące przechowywania zużytego paliwa jądrowego mogą stanowić nieprzekraczalną fizycznie i technicznie barierę. Złagodzenie stanowiska UE może więc być tylko pozorne.
W ramach podsumowania zauważyć można, że rok 2021 nie rozwiązał żadnego z problemów gnębiących nasz świat, pozostawiając je do rozwiązania w 2022 roku. Czy przestanie nas nękać siedem plag (nie egipskich): pandemii, inflacji, migracji, dekarbonizacji, terroryzmu, głodu czy nietolerancji? 

 

TEK

Tagi